One. "Photograph"


Po śmierci mamy powtarzałam sobie, że już nic mnie nie złamie. Gdy patrzyłam na jej fotografie nie czułam nic prócz pustki. Ta pustka z czasem zaczęła zmieniać się w złość. Wiedziała, że ma raka a mimo to nie podjęła walki. Po prostu się poddała. To mnie najbardziej zraniło. Że nic się dla niej nie liczyło, nawet ja. Dziadkowie stwierdzili, że nie dadzą rady mnie wychować i powinnam wrócić do ojca. I tak więc wylądowałam tutaj, Pineville. Mieście pijaków, licznych festynów i najgorszych sąsiadów na całym świecie. Do tej pory nie rozumiałam, czemu nie mogłam po prostu zostać w Dublinie. Miałam tam przyjaciół, rodzinę, ładne widoki. Dziadkowie nie musieliby mi poświęcać dużo uwagi. Ale nie. Zostałam zmuszona wrócić do miejsca gdzie wszystkie moje najgorsze wspomnienia odżyły na nowo. No dobra kilka dobrych też było ale więcej przeważało tych złych.
- Twój pokój jest w nienaruszonym stanie- poinformował tata.
- Meredith stwierdziła, że jest w nim brudno i zostawiła go czy jak?
- Ja nie kazałem jej go ruszać. Wiedziałem, że wrócisz- oznajmił z uśmiechem. Emma wybuchła śmiechem.
- Ale ty jesteś głupi. W życiu bym tu nie wróciła gdyby nie to, że dziadkowie mnie nie zmusili- oznajmiła wysiadając w auta i zakładając torbę na ramię.
- Mimo to miło wiedzieć, że masz o mnie jakiekolwiek zdanie- usłyszałam za sobą.
- Nie chciałbyś wiedzieć co na prawdę o tobie sądzę- mruknęłam pod nosem
***
- Kurde, gdzie to było- warknęłam przeciskając się przez krzaki. Jak to możliwe, że zapomniałam gdzie była ta przeklęta szopa? Zdjęłam czapkę z głowy i przetarłam ręką czoło. Słowo daje jeszcze chwilę i się wkurzę.
Robię kilka kroków i zauważam znajomy kamień ze śladami czerwonej farby na czubku. Uśmiechnęłam się. To był dobry pomysł z tą farbą. Przyspieszyłam kroku i po chwili spoglądałam ze zwycięskim uśmiechem na starą szopę rybacką należącej do jedynej miłej staruszki z tego miasta, pani Harrison. Okrążyłam powoli jezioro i pierwszy raz poczułam się tak jak sprzed roku stając na zniszczonych przez naturę i czas deskach. Usiadłam na skraju pomostu i zaczęłam przyglądać się pływającym na nim kaczkom i łabędziom.
- Przyznaję wiedziałam, że tu przyjdziesz ale nie sądziłam, że nastąpi to tak szybko- drgnęłam automatycznie się odwracając. Odetchnęłam widząc staruszkę. Podniosłam się i podeszłam by się z nią przywitać
- Miałam małe problemy z odnalezieniem tego miejsca- wyjaśniłam przytulając kobietę.
- Wiesz, że mogłaś przyjść normalną drogą. Wiesz, przez bramkę jak cywilizowany człowiek- zaśmiała się kobieta.
- I nadrabiać tyle drogi? Nigdy w życiu- zastrzegłam. Kobieta wybuchła głośnym śmiechem ponownie mnie przytulając.
- Cała Emma. Chodź do domu. Poczęstuję Cię świeżo upieczoną szarlotką i opowiesz mi co u ciebie- skinęłam głową kierując się ze staruszką do skromnego domku.
- Czy ty pomalowałaś werandę?- zapytałam wskazując na śnieżnobiałe belki podtrzymujące strop.
- Ja? Nigdy w życiu. To Luke. Złote dziecko ale nie chce chodzić do szkoły- wyjaśniła. Zakładałam, że Luke to jej wnuczek. Kiedyś mi o nim opowiadała ale nigdy nie zdradziła jego imienia.- Usiądź sobie na huśtawce a ja zaraz wracam- poinformowała znikając za cienkimi drzwiami całymi z siatki. Posłusznie usiadłam na huśtawce i zaczęłam się lekko odpychaj wprawiając ją w ruch. Rozejrzałam się po terenie i nie mogłam uwierzyć jak niewiele się tutaj zmieniło. W oknach domu były wciąż te same strojne firanki kompletnie nie współgrające z zieloną ramą okien. Na werandzie wciąż było pełno kolorowych kwiatów, które wywoływały zawroty głowy i pani Harris wciąż była tą niską, uprzejmą staruszką, której pomagałam z zakupami.
- Jeszcze ciepłe- oznajmiła kobieta stawiając ogromny talerz wypełniony ciastem i trzy szklanki wraz z sokiem- Częstuj się. Luke powinien niedługo wrócić więc te ciasto długo nie przetrwa- poradziła. Sięgnęłam po jeden kawałek i nałożyłam sobie na talerzyk oblizując palce.
- Więc co u Ciebie słychać słońce. Jak się czujesz?- zapytała staruszka.
- Na początku był trudno ale chyba zaczyna być lepiej. Żałuje jedynie, że nie mogłam zostać w Dublinie. Nie wiem ile wytrzymam tutaj próbując nie wyrwać języka tej flądrze. Słowo daje mój dom nie jest teraz moim domem. Kompletnie nie przypomina tego przytulnego bałaganu jakim był kiedyś. Teraz panuje tam szpitalna sterylność i..i... nie wiem co mam powiedzieć bo tego nie da się opisać. To trzeba zobaczyć na własne oczy. A Meredith? Jest wstrętna. Na tej krzywej mordzie wciąż ten sam sztuczny uśmiech i te jej wielkie cycki. Serio, mówię pani mogłaby wozić je na taczce. W łazience siedzi dłużej niż ja kiedykolwiek siedziałam aa...
- Spokojnie dziecko. Oddychaj. Opowiedz lepiej jak było w Dublinie- poradziła kobieta.
- Super. Pogoda trochę do kitu ale ogólnie bajecznie. Ludzie są tam wspaniali a widoki nieziemskie. Mam kilka zdjęć w telefonie zaraz pani pokażę- wyciągnęłam telefon z torby i włączyłam galerię. Staruszka w tym czasie założyła okulary na nos i cierpliwie czekała. W końcu znalazłam je i pokazałam kobiecie.
- To akurat jest w jakiejś nadmorskiej wiosce, której nazwy nie pamiętam- wyjaśniłam.
- To nad klifem prawda?
- Tak. Przepiękne miejsce. Jeżeli kiedyś pani będzie w Irlandii musi pani tam jechać i to koniecznie- pokazałam jej jeszcze kilka zdjęć po czym schowałam telefon z powrotem do torby.- Ale dość o mnie. Chce wiedzieć co się u pani działo. Henry od mleka nadal panią podrywa?- zapytałam ruszając brwiami.
- Boże Emma bój się Boga co ci przyszło do głowy- zaśmiała się kobieta.
- Stwierdzam to co widziałam- odparłam wzruszając ramionami.
- Podrywa i to ostro- do naszej rozmowy włączył się chłopak- A moja babcia nie pozostaje mu dłużna- dodał- Ooo ciasto!- krzyknął rzucając się na talerz.
- Lucas! Przestań opowiadać głupoty.
- Jakie głupoty babuniu. Sama prawda- oznajmił siadając na plastikowym krześle, które pod nim wydawało się śmiesznie małe.
- Dobra nie ważne- machnęła ręką co wywołało śmiech całej trójki.- Poznajcie się. Luke to córka Kaitlin Hyland, Emma. Emma to Luke mój wnuczek.
- Przykro mi z powodu twojej mamy- blondyn spoważniał.
- Dzięki- mruknęłam- Będę się zbierać. Jutro szkoła i w ogóle- poinformowałam.
- Luke odprowadzisz gościa?- zapytała pani Harrison
- Nie trzeba. Dam sobie radę. Do widzenia- pożegnałam się i skierowałam w stronę lasku. Usłyszałam jeszcze stłumiony głos chłopaka.
- Dlaczego ona idzie przez las?
- Ta dziewczyna chodzi własnymi ścieżkami. Zrozumiesz jak ją bliżej poznasz

4 komentarze:

  1. Świetne opowiadanie czekam na kolejne rozdziały. L\*

    OdpowiedzUsuń
  2. Trafiłam na twój ff dopiero teraz i wow dziewczyno gratuluje talentu! To jest wspaniałe! Szkoda tylko że NA RAZIE mało osób widzi to co piszesz bo używasz na prawdę przyjemnego "stylu" pisania oraz dobrze dobierasz słowa :) Trzymaj tak dalej! Powodzenia! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Cuudny :) Świetnie piszesz. Może jedynie rozdziały są trochę krótkie, ale nie narzekam.
    ,,Ta dziewczyna chodzi własnymi ścieżkami" to zdanie chyba mi się najbardziej spodobało w całym rozdziale, odzwierciedla mnie :D
    Nie mogę się doczekać rozwinięcia relacji pomiędzy Lukiem i Emmą.
    Lecę czytać kolejny
    Ala :*
    P.S. Mogłabyś w wolnym czasie wejść na moje opowiadanie? Byłabym Ci wdzięczna.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy